UWAGA TEKST PISANY W AFEKCIE. WYBACZCIE BŁĘDY ALBO JAK KTOŚ SIĘ OBRAZIŁ.
A więc teraz cię zaskoczę. K***a wiem, że zdań nie zaczyna się od więc ale teraz to nie jest ważne.
Do zobaczenia w necie za około 7 lat. 1 rok liceum, 5 lat studiów, i rok pracy. W sumie to nie rok, bo wygram w totka, za wygraną kupię mieszkanie, kompa i założę net. Popracuję z rok, odłożę kasę do banku, zamknę drzwi i będę żył w lepszym świecie. A jak mi sie otoczenie nie spodoba, to wpiszę inny url. Uzależnię sie psychicznie od kompa i internetu, fizycznie od pizzy zamówionej przez net. Przybiorę niesamowitą masę ciała 200kg a srał będę bez chodzenia do kibla, bo zainstaluje sobie takowy w pokoju z kompem. Będe chory psychicznie, będę miał cholerne pryszcze od konserwantów ze składników pizzy, będę śmierdział ale będę szczęśliwy. Zdala od tego szajzu jaki do tej pory mnie otaczał. Zdala od wiochy, dresów, kłopotów w budzie, osób, które mnie lubią a potem za plecami nie lubią. Nikt nie będzie niczego zazdrościł, bo zniknę. Będę niewidzialny, anonimowy... Poznają mnie tylko inkasenci od prądu, wody, opłaty za internet... Może i od nich sie odetnę tak, że moja kasa będzie prosto z kąta przelewana gdzie trzeba. Sąsiedzi a konkretnie stare, obrzydliwe plotkary będą szemrać ale mam to w dupie. Moim zwycięstwem będzie to, że mnie nigdy nie zobaczą. Nie będą mnie obchodziły moje urodziny. Byłu, są i będą niepotrzebne. To, co dostawałem było niczym, przy tym, co dostawali kumple. Zawsze byłem w taki przepiekny sposób wyróżniony. Bo miałem cholerne rodzeństwo, bezmuzgie i potwornie głupie, że też musieliby dostawac kasę i takie tam. Kompa mam dopiero od roku, w czasie, kiedy klasykę komputerową moi koledzy znali na wylot. Mam to gdzieś. Zawsze byli gorsi odemnie, bo brak im było wyobraźni, żeby zastanowić sie nad tym gównem, nad którym ja sie teraz zastanawiam. Czy nie lepiej by było się odciąć od tego? Zawsze byli przyziemni. Kierował nimi zawsze instynkt: szpan, rozmnażanie. Oczywiście, że nie wszyscy! Najczęściej nie myśleli. Tak po prostu nie myśleli. Bo myśleć to nie rozumieć zadanie z maty tylko wiedziec kim się jest. Nie dla siebie, tak, żeby było czym się pochwalić ale jakie ma znaczenie twojego bycia dla innych. Ja pogodziłem się z tym, że to bycie jest tak beznadziejne. W tej chwili zastanawiam się po co ja sie uczę, chodzę do budy, jak cel będzie dla każdego taki sam. Każdy umrze. W mniej lub bardziej okrutny sposób zostanie ukarany, za to, że starał się zbudować dla siebie szczęście. I kiedy zbuduje już bądź nie uda mu się to umrze. I nie nacieszy się. To jest dokładnie pokazane w nawet tak prozaicznej kwestii, jaka jest zakup kompa. Im puźniej go kupisz tym będzie tańszy, jeżeli masz upatrzony konkretne parametry. Ale to nie o to chodzi. Im później go kupisz, tym będą one więkrze. Licząc w ten sposób najlepszego kompa w swoim życiu kupisz 2 minuty przed śmiercią. Odpalisz go i przez 2 minuty pocieszysz się napisami startującymi Windows (przwdopodobnie Windows 2039). I co? Zbudowałeś szczęście i musisz się pożegnać. Wracając do tego, "po co chodzę do budy, skoro to takie bezcelowe, jak umrę?". Jutro pojdę do budy i odbębnię 7 godzin. Będę musiał się poddać tym 7 godzinom nudy i bezsensu. Trudno. Ale zrobię to, żeby za te 7 lat, o których mówiłem na początku powiedzieć "odwalcie się". 7 kolejnych lat będzie mniej/więcej jedną trzecią mojego życia do tamtego czasu. Ale dzięki temu uzyskam spokój. To może błachy powód 'siedzenie przed kompem do końca życia' ale mi tak niewiele trzeba a i tak widzę nikłe szanse na to, czego chcę. To przez tego totka, w którego wygram. Tak powiedziałem. Ale to nie możliwe. Jeszcze nie w tym świecie. Ja? W totka? Miliony? Czy ktoś kiedykolwiek wygrał? Nie byłem świadkiem radości żadnego człowieka z tego powodu. Znaczy nie trafi we mnie piorun, którym jest to zwycięstwo, skoro nigdy nie walnął w moje otoczenie. W czasie, kiedy to piszę słucham CradleOfFilth, album "Nyphetamine". Gdyby nie to, to wzięła by mnie jasna cholera. Rozdupiłbym piąchą monitor i wywalił przez okno. Samego kompa zostawiłbym, żeby go oddać w NAJBLIŻSZYM czasie do antykwariatu. Może będzie z tego trochę kasy, troche zwinę, wezmę własne oszczędnosci, sprzedam to, co moje. Nawet pojedyncze książki, te z budy. Każdy papierek jaki znajdę oddam na makulaturę. Kupię DesertEagle od ruskich handlarzy na kiermaszu kościelnym i zadupie z niego do każdego, kto się odezwie jak go zobaczy. Ktos pomyli go z zabawką, pomyśli, że jakieś dziecko się bawi i niczego się nie spodziewając zarobi kulkę. Nawet jej nie zarobi, tylko trawnik będzie zarobiony jego mózgiem, bo DesertEagle to "armata ręczna". Spełnią się moje krwawe sny. Krwawe sny, w których śniący są agresorem występują tylko u osób dojrzałych więc nie myśl, że to szczeniacka nienawiść. To wszystko by się zdarzyło gdyby nie CradleOfFilth. Ostry metal. Wmawiają, mi, że po takiej muzyce jestem naładowany negatywnie. Wręcz odwrotnie. Ja się przy niej relaksuję. Nie widzieli mnie jeszcze negatywnie naładowanego. I to nie jest zwykły ładunek emocjonalny. To bomba. Atomowa, nuklearna, wodorowa, jak kto woli. I tak kiedy wybuchnie nie ucierpi tylko otoczenie. Żadna bomba nie "przeżyła" wybychu. Bo jeszcze nikt nie widział takiej bomby atomowej w człowieku. Do tej pory jakiekolwiek agresje to były pierdnięcia przy tym, co może się stać z ładującym się negatywnie przez wiele lat człowiekiem. Ani razu nie rozładowałem solidnie emocji. To się zbiera. Ale wybuch zduszę w sobie. Tym wybuchem będzie odcięcie od świata. Tak jakby bomba wybuchła i zniszczyła otoczenie a po środku zostałbym ja. Zniknie dla mnie otoczenie. Będę całkowicie wolny. Umrę szczęśliwy grając w Quake XXXV Mega Turbo Arena 2039. Ktoś zaliczy fraga a ja dostanę zawału.