Dyrektor Skrzyński raz jeszcze spóźnił się do pracy. Tym
razem bez szczególnego powodu, po prostu nie chciało mu się
wstawać zbyt wcześnie. Zamiast o godzinie ósmej stawił się w
szkole około jedenastej. Nikomu nie zrobiło to specjalnej różnicy.
Wszak praca dyrektora ograniczała się do podpisywania dokumentów
przygotowanych w księgowości, prowadzenia zebrań rady
pedagogicznej, wysłuchiwania rozmaitych skarg i zażaleń (z którymi
i tak nie mógł nic zrobić), publicznych wystąpień i od czasu
do czasu prowadzenia w zastępstwie jakiejś lekcji. Kiedyś
jeszcze zajmował się przyjmowaniem nowych pracowników i
szkoleniem starych. Z czasem ten obowiązek przeszedł do
historii. Żaden młody i ambitny nauczyciel nie chciał tu
pracować za psie pieniądze, więc nowych nie przybywało.
Szkolenia też nie wchodziły w grę, po pierwsze ze względu na
ogólną tępotę kadry, po drugie ze względów finansowych. Jeśli
chodzi o finanse to nie było problemów. Z góry było wiadomo,
że bez względu na to, gdzie będzie się szukać oszczędności
szkole zabraknie pieniędzy mniej więcej w połowie roku. Było
też pewne, że zabraknie kasy na wypłaty dla większości
pracowników. Dlatego, kiedy pod koniec czerwca wpływały
wreszcie pieniądze na komitet rodzicielski Skrzyński wypłacał
sobie pensję, oraz część zaległych świadczeń dla pozostałych.
Nie pracował, więc zbyt ciężko, w zasadzie to prawie nic nie
robił, ale i tak złorzeczył na reformę szkolnictwa i
wszystkich ministrów, którzy starali się ją jeszcze bardziej
zreformować. Z pewnością nie tego się spodziewał po pięcioletnich
studiach. Miał beznadziejny zawód bez żadnych perspektyw, w
dodatku nie tak dobrze płatny. Żeby nie wyładowywać swojej
frustracji na podwładnych starał się unikać ich wszystkich.
Po przekroczeniu szkolnych murów od razu kierował się do
swojego gabinetu. Cały dzień spędzał przy biurku poddając się
różnym bezproduktywnym zajęciom jak choćby robienie
papierowych łódeczek. Od czasu do czasu przychodziła
sekretarka i dawała mu jakieś dokumenty. Z rzadka przychodził
ktoś, kto naprawdę coś od niego chciał, nie licząc uczniów,
których przyprowadzano siłą, żeby odbył z nimi rozmowę uświadamiającą.
Że też musiał trafić na takiego już na wejściu! Mały gruby
chłopiec wypiekami na twarzy stał pod drzwiami gabinetu.
- A ty tu czego? - zapytał Skrzyński.
- Pani Porębska kazała iść do dyrektora, za karę -
powiedział gruby chłopiec.
- Możesz się rozgościć - odpowiedział Skrzyński otwierając
drzwi do gabinetu.
Usadowił się za biurkiem. Z kartki leżącej na blacie zaczął
robić papierowy samolot, dopiero później zauważył, że to ważny
dokument, jakaś faktura czy coś...
- Siadaj - powiedział do chłopca, który ciągle bezradnie
tkwił w drzwiach wpatrując się w sufit - powiedz mi, co
zrobiłeś.
Uczeń usiadł na krześle na przeciw pana dyrektora i zaczął
się tłumaczyć.
- No, bo to naprawdę nie moja wina, to oni mi zabrali...
- Zaraz, chwileczkę. Po co w ogóle Porębska... to znaczy pani
Porębska kazała ci tu przyjść?
- No bo koledzy zabrali mi plecak i schowali gdzieś na końcu
sali - tłumaczył chłopiec - no i lekcja się zaczęła, a
ja nie mogłem znaleźć, a pani powiedziała, żebym siadał, a
ja nie mogłem usiąść, bo nie miałem tego plecaka i powiedziałem
pani, że mi zabrali, a ona się zdenerwowała i kazała przyjść
do pana dyrektora za karę.
- No nie, to jest kompletnie bez sensu.
- Pani powiedziała tak: przyjdziesz do dyrektora i powiesz, co
zrobiłeś, a on wymyśli ci jakąś karę.
- Powiedziałeś pani, ze zabrali ci plecak, tak? Tak było?
- No tego...mniej więcej.
- To mniej czy więcej? - dopytywał się dyrektor.
- No.. powiedziałem...
- Co powiedziałeś?
- No powiedziałem, że mi go zajebali.
- No tak, to zmienia postać rzeczy - zamyślił się dyrektor
- w takim razie udzielam ci publicznej nagany, możesz iść.
- Ale panie dyrektorze, ja nie chce nagany, nie chce! - płakał
dzieciak.
- Idź już do klasy, nie widzisz, że jestem zajęty?
Chłopiec wyszedł z gabinetu. Jego pojękiwania było słyszeć
na całym korytarzu.
Dyrektor puścił samolocik. Ten przeleciał kilkanaście
centymetrów prosto, a następnie zleciał na podłogę. Muszę
poprawić technologię - pomyślał Skrzyński. Właśnie
pracował nad drugim egzemplarzem, kiedy nagle mu przerwano. Usłyszawszy
pukanie do drzwi natychmiast przerwał pracę, jej efekty wrzucił
do szuflady. Następnie wyjął jakiś dokument i udając, że właśnie
się z nim zapoznaje powiedział spokojnie - proszę wejść!
- Dzień dobry panie dyrektorze - usłyszał głos szkolnej
kucharki, wrednej baby po pięćdziesiątce.
- Witam panią - powiedział podnosząc wzrok znad papierów
- czym mogę służyć?
- Coś zżarło ser - powiedziała wprost.
- Cały ser?
- No ten, co był w kuchni.
- To co ja na to poradzę!?
- To coś chce z panem rozmawiać. Jest duże i włochate.
- Może pani mówić normalnie?- Skrzyński powoli zaczynał
tracić cierpliwość do tępej pracownicy.
- No niech pan sam zobaczy - powiedziała wreszcie.
Poszedł do szkolnej kuchni, wszędzie unosił się zapach
kiszonej kapusty i rozgotowanych warzyw. Ucieszył się, że nie
korzysta z możliwości żywienia się w stołówce.
- I gdzie ten... - zaczął Skrzyński.
- Tu jestem - usłyszał piskliwy głos spod stołu.
Skrzyński odwrócił się w tamtą stronę. Zobaczył, że spod
stołu wystają dwie owłosione łapy i długi łysy ogon.
- Co to za paskudztwo?!
- Wypraszam sobie, jestem skaven - powiedział dziwoląg wyłażąc
z ukrycia.
Dopiero teraz dyrektor miał okazję zobaczyć to coś w całej
okazałości. Wyglądem stwór przypominał gigantycznego
szczura, miał tylko nieco wydłużone kończyny i chwytne palce.
Kiedy stanął na dwóch nogach wzrostem dorównywał kucharce.
- Ty mutancie! - powiedział Skrzyński - zamachując się
pochwyconym z blatu tasakiem - zjadłeś cały ser!
- To nie moja wina - tłumaczył się skaven - byłem głodny.
- To trzeba był zamówić obiad u pani Jadzi, a nie wyjadać
zapasy!
- Chciałem obiad, ale nie chciała mi dać!
- Nie miał pieniędzy - zauważyła kucharka.
- Chciałem zapłacić! -pisnął skaven wymachując jakimś
woreczkiem - w środku jest spaczeń, to jest dużo warte!
- Niech ci będzie. Możesz iść mutancie.
Dyrektor zauważył, że ostatnio robi się zbyt pobłażliwy.
- Ale ja chce tu pracować - stwierdził stanowczo szczur.
- Nie masz kwalifikacji.
- Mam.
- To udowodnij!
- Mogę ugotować naleśniki.
- Dobra, ale jak wpadnie tam chociaż jeden włos...
- Spokojnie, nie wpadnie. Będą bardzo dobre - powiedział
skaven szczerząc zęby.
Wielki szczur wziął się za smażenie naleśników. Dyrektor
usiadł przy stoliku w stołówce. Po chwili przypomniał sobie o
kucharce. Wrócił do kuchni i zobaczył panią Jadzię leżącą
na podłodze, widocznie zemdlała podczas tej rozmowy. Jednak w
tej chwili nie miał ani siły ani ochoty, żeby ją podnosić, w
skupieniu czekał na ciepły posiłek.
- Z czym mają być te naleśniki? - zapytał skaven.
- Wszystko jedno, niech będzie z owocami.
- Gotowe!
Szczur w białym fartuszku postawił przed dyrektorem talerz gorących
naleśników. Skrzyński spróbował potrawy. Kiedy jej smak
dotarł do kubków smakowych był pod wrażeniem. Naprawdę dawno
nie jadł czegoś tak dobrego. Od kiedy wyprowadził się od
rodziców żywił się głównie zupkami z torebek i odgrzewaną
pizzą. To i tak było lepsze niż świństwo serwowane we
wszelkich stołówkach. A te naleśniki? No po prostu pycha.
Rozkoszując się smakiem potrawy powiedział wreszcie:
- Bardzo dobre! Naprawdę! Zatrudniam cię od zaraz. Ile chcesz
zarabiać?
- Te no... nie wiem.
- To dostaniesz pensję pani Jadzi.
- A ona?
- Wywalam ją na zbity pysk. Witaj w naszej szkole!
Zanim nieszczęsna kucharka odzyskała przytomność skaven i
dyrektor Skrzyński spisali już na serwetce wstępną umowę.
I w ten sposób zmutowany szczur stał się szkolną kucharką.
Nikt jednak nie domyślał się jego niecnych zamiarów.
Po kilku tygodniach dyrektor spotkał znajomego grubego chłopca
pod gabinetem.
- Co się znowu stało?
- Panie dyrektorze, muszę z panem porozmawiać, widziałem coś
strasznego!
- I nikt cię nie przysłał? - zdziwił się Skrzyński.
- Nie, ja sam. Ale z ważną sprawą.
- Czego?
- Pani kucharka jest potworem.
- Jakim tam potworem? Może nie grzeszy urodą, ale tak od razu
potwór?
- Ale ona jest wielkim szczurem!- tłumaczył chłopiec.
- Nie no, przesadzasz. Nie można pani kucharki tak przezywać.
Dostaniesz naganę!
- Ale ja nie chce!
- To odczep się od pani kucharki i nie zawracaj mi głowy.
Ten mały robił się wyjątkowo upierdliwy. Skrzyński
zastanawiał się nawet, czy nie porozmawiać z jego rodzicami.
Szybko jednak porzucił ten zamiar i jak się później okazało
był to właściwy krok. Od czasu rozmowy o kucharce nie widział
chłopca na oczy. Widocznie przestraszył się nagany i dał spokój
- myślał dyrektor.
Tymczasem z nudów złożył wizytę w stołówce. W kuchni
zamiast jednego zastał dwa skaveny. Jeden z nich był niski i
bardzo gruby, nażarł się czegoś czy co?!
- Co ta ma być?! Nie mówiłeś, że zatrudniasz kolegę na
czarno! - oburzył się dyrektor.
- He! He! Nie zatrudniam, sam przyszedł!
- Co? Skąd? To was jest więcej?
- Pamiętasz tego grubego chłopca?
Dyrektor uważniej przyjrzał się nowemu szczurowi, rzeczywiście
wyglądał jakoś znajomo.
- O rany! Coś ty mu zrobił!
- Nie moja wina. To on codziennie brał dokładki!
- Czego ty dosypujesz do jedzenia? - zapytał ostro dyrektor.
- Kurde, wydało się.
- Masz mi powiedzieć całą prawdę. Teraz.- powiedział
stanowczo Skrzyński chwytając za nóż.
- Dobra, dobra. Tylko spokojnie, dogadamy się! Dodaje do żarcia
spaczeń. Po pewnym czasie zamienia ludzi w skaveny. Jak ktoś
jest pijany to działanie jest szybsze...
- Chcesz mi powiedzieć, że zamiast uczniów będę miał w
mojej szkole bandę zmutowanych szczurów!?
- Są pewne zalety. Będziesz mógł ubiegać się o dodatek za
kształcenie mniejszości etnicznej, jesteśmy też mniejszością
wyznaniową.
- Że niby w co wierzycie?
- W Rogatego Szczura.
- Taki szczur, tylko z rogami?
- No, niezupełnie. Tak czy siak będziesz mógł wywalić połowę
nauczycieli. Nie interesuje nas nauka języka polskiego ani
historii. W końcu mamy własne tradycje. Matematyka, fizyka i
biologia też odpada. Za to przyda się nowy nauczyciel chemii,
taki, który zna się na wyrobie spaczenia...
- Czyli krótko mówiąc będą oszczędności. No dobra. Tylko
pamiętajcie, że ciągle jestem tu dyrektorem.
- Spokojnie, wiesz, że nie zrobimy ci krzywdy - powiedział
skaven z krzywym uśmiechem.
Skrzyński wrócił do swojego gabinetu. Po raz pierwszy odkąd
zatrudniono go w tej szkole miał coś ważnego do zrobienia.
Wreszcie miał poczucie misji! Wyjął z szuflady książkę
telefoniczną. Otworzył na dziale DERATYZACJA.