(...) kierowcy jadący Drogą Krajową nr 3 powinni unikać
autostopowiczów, a autostopowicze kierowców, w rejonach tych
zostało zamordowanych bowiem już osiem osób. Policja donosi,
że ma do czynienia z seryjnym mordercą. Motywy działania
sprawcy nie są jeszcze znane. Przypu..." - wtem nagle głos
spikera radiowego umilkł.
Samochód mknął suchą szosą. Przednie jego światła starały
się odpędzać wszędobylskie mroki odsłaniając skrywaną
przez ciemność drogę... Biała przerywana linia na środku
jezdni zlała się w jedną długą kreskę. Kierowca widział w
bocznej szybie nieprzerwany ciąg drzew, a to które rzucało się
w oczy zaraz znikało gdzieś daleko z tyłu. Pomimo tego, że
niebo było gwieździste Księżyc cały pokryty został cieniem
Ziemi i logicznym jest, iż nie dawał światła. Noc trwała już
wiele godzin i równie wiele czasu pozostało do jej końca.
Krajobraz za szybami praktycznie się nie zmieniał, z przodu i z
tyłu wszak tylko droga, a po bokach las nieskalany żadnym
sklepem ni hotelem. Auto czerwone marki Ford Mondeo trzymało się
asfaltu i gnało po tej zniesławionej Drodze Krajowej nr 3 -
miejsce docelowe znał tylko jej kierowca, Jason Steward. Był to
niespełna czterdziestoletni facet, który liczył sobie niemal
sto osiemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu. Wyglądał na umięśnionego,
ale w rzeczywistości jego mięśnie pokrywała spora warstwa tłuszczu,
do tego jeszcze niemały brzuch... Na twarzy nosił sobie
centymetrowy zarost i tak samo długie włosy, wszystko zdobił
duży nos i brązowe oczy. Nie wyglądał na groźną osobistość,
acz pozory bardzo często mylą.
W samochodzie było duszno, a na dodatek coś paskudnie śmierdziało
- pewno jakiś kawałek niedojedzonego żarcia. Jason zacisnął
mocniej ręce na kierownicy i dodał gazu. Auto ryknęło i
momentalnie przyśpieszyło... Na czole Stewarda pojawiły się
krople zimnego potu powoli spływając ku oczom. Z pod podwiniętych
rękawów również zaczął płynąć małą strużką lodowaty
pot. Jason zaczął poruszać nerwowo głową, a ręce poczęły
mu się trząść. Widać było teraz nawet żyły w oczach wyglądających
jakby należały do szaleńca. Krajobraz za oknem nadal był
jednolity - drzewa i czerń. Do uszu dolatywał jeno odgłos ryczącego
silnika... Gdzieś w oddali Jason ujrzał świecący punkt w
ciemności.
Poboczem jezdni maszerowała jakaś postać z wypchanym ciuchami
i innymi przedmiotami plecakiem. Był to trzydziestoletni mężczyzna
z długimi zaczesanymi w kitkę włosami i sporym zarostem na
twarzy. Metr osiemdziesiąt wzrostu i tężyzna fizyczna była
jego atutami w walce z potencjalnymi wrogami. Szedł zgarbiony
mamrocząc coś do siebie... Wreszcie odwrócił się i ujrzał
dwa żółte ślepia:
- Ktoś jedzie... - powiedział do siebie i sam sobie odpowiedział
- Zatrzymam go.
Wyprostował rękę, zacisnął pięść i skierował kciuk ku
ziemi.
- Zatrzymaj się do diabła! - niemal wrzasnął widząc, że
auto przejeżdża już obok niego.
Niemal stracił już nadzieję, że kierowca go nie olał, jednak
samochód zaczął zwalniać, aż wreszcie zatrzymał się na
poboczu jakieś dwadzieścia metrów od długowłosego faceta.
Ten widząc to przyśpieszył kroku i zaraz stał już przy
otwierającym się oknie.
- Dokąd pan zmierza? - spytał Jason.
- Przed siebie... - oznajmił obcy i uśmiechnął się szeroko.
- A wsiadaj pan!
Drzwi się otworzyły, a długowłosy wpierw rzucił plecak na
tylne siedzenie, a później sam zapakował się do środka
samochodu i usiadł obok kierowcy. Zamknął drzwi, silnik znów
ryknął, a auto ruszyło. Chwila ciszy...
- Całe szczęście, że pan się zatrzymał. Tu jest taki ruch,
że chyba częściej spotkało by się chyba inteligentną
blondynkę na rowerze niż samochód...
- Ha ha ha! - zaśmiał się grubym głosem Jason - Masz pan rację.
Nie widziałem po drodze ani jednego kierowcy.
- Rzeczywiście... - powiedział długowłosy jakby do siebie -
Nazywam się Thomas Cage...
- Jason Steward, miło mi.
- Wiesz Jasonie, trochę się bałem tak spacerować po tym lesie.
Słyszałeś pewnie, że w tych okolicach grasuje jakiś seryjny
morderca?
- Jasne - odrzekł Steward uśmiechając się jakby szyderczo.
Cage tego nie zauważył.
- Nie bałeś się zabrać mnie ze sobą?
- Nie. - znów rzekł kierowca z uśmieszkiem na ustach.
Noc była zimna i coraz ciemniejsza. Samochód nadal gnał przed
siebie w tą nicość z przodu. Dwaj mężczyźni jechali już z
sobą niemal półtora godziny rozmawiając na różne tematy.
Jason jakby się wyluzował, na jego ciele nie było już zimnego
potu. Uważnie słuchał każdego słowa swego wygadanego rozmówcy,
samemu mówiąc bardzo niewiele. Chciał jak najlepiej poznać
towarzysza swej podróży, fascynowali go ludzie, ich zachowania,
reakcje...
- Masz żonę Thomasie?
Ten chwilę milczał, ale już po chwili odpowiedział.
- Anna moja zginęła w wypadku. - wydusił to z siebie wreszcie
- Jechaliśmy na ferie w góry. Droga była śliska, a ja
prowadziłem samochód... Coś się stało, chyba wjechałem na
jakieś zlodowacenie, bo zarzuciło mną. Auto obracało się
kilkakrotnie, wreszcie wpadając w jakieś drzewo. Z początku myślałem,
że nic się nie stało, ale gdy spojrzałem na miejsce dla pasażera
ujrzałem jak przez szybę wbiła się gałąź i... Zmiażdżyła
głowę mojej kochanej Annie. Byliśmy ledwo dwa tygodnie po ślubie...
W każdym bądź razie teraz trzymam się z dala od kierownicy
samochodu.
- Smutna historia.
Thomas spojrzał na rękę Jasona i ujrzał na jednym z palców
obrączkę.
- A twoja żona? Gdzie jest teraz?
- Czeka w domu - Steward znów się uśmiechnął jakby skrywał
w umyśle jakiś straszny sekret.
- I całe szczęście!
W samochodzie zapanowała błoga cisza, którą przerwały szepty
Thomasa. Jason starał się wsłuchać w te szybkie i ciche
zmiany słów, ale nie dał rady go zrozumieć. W końcu się
odezwał.
- Do mnie mówisz? - spytał, ale Thomas nie zwrócił na niego
nawet uwagi. - Hej! Thomas! - klepnął go w ramię.
- Co? Co? Co? - oprzytomniał Cage.
- Do mnie prawisz?
- Co? Co... NIE! Ach nie! Po prostu srać mi się zachciało...
- Zawsze szepczesz przed sraniem?
- Tak, tak. To pozawala mi się skupić...
- Dziwnym jesteś człowiekiem...
- Mógłbyś się zatrzymać? Muszę...
- W porządku.
Jason zwolnił i stanął na poboczu. Thomas otworzył drzwi i już
miał wbiec w las gdy przypomniał sobie o czymś. Wrócił do
auta i wyciągnął plecak z tyłu wozu, uśmiechnął się do
Stewarda i tym razem z bagażem wbiegł między drzewa. Drzwi
nadal były otwarte dzięki czemu wnętrze samochodu trochę
przewietrzało z tego paskudnego zapachu, którego Cage zdawał
się nie wyczuwać. Jason znów zacisnął mocniej ręce na
kierownicy, a po jego czole płynął pot o wiele większymi stróżkami
niż poprzednim razem. Żyły w oczach były doskonale widoczne.
Steward poczuł przeszywający ból w skroni i chwycił się za głowę,
po chwili tłukąc nią o kierownicę. Wreszcie wyprostował się...
Jego oczy były jednak inne. Tyle w nich obłędu. Jakby wyszły
bardziej na wierzch - gały mu z orbit wyskoczyły. Żyły w białku
były olbrzymie! Wolno sięgnął ręką po kluczyki, które wyjął
ze stacyjki. Otworzył drzwi i położył podeszwę swego dużego
brudnego buciska na asfalcie. Wyszedł z auta i przemaszerował
je wzdłuż zatrzymując się przy tylnym bagażniku, który po
chwili otworzył. Na jego dnie spoczywały ludzkie zwłoki...
Zakrzepła krew była wszędzie. Na tym zmasakrowanym ciele można
było się dopatrzyć nie tylko długich czerwonych krech, ale również
złamań otwartych z których wystawały kości... Makabryczny
widok. Jason sięgnął do bagażnika i wyciągnął jakąś
szmatę, która okazała się być fartuchem całym ubabranym w
krwi. Steward nałożył go na siebie i wsadził rękę do bagażnika
raz jeszcze wyciągając olbrzymi nóż rzeźnicki.
Jason w rzeczywistości imał się zawodu rzeźnika. Zabijanie
jednak i ćwiartowanie świń, krów i czasami innych zwierząt
odcisnęło na jego psychice makabryczne piętno. Z czasem
kwiczenie warchlaka zaczęło go podniecać. Jednak to mu się
znudziło, postanowił więc spróbować czegoś "wspanialszego".
Co będzie czuł zabijając człowieka? Wrócił do domu i wbił
w tył głowy nóż rzeźnicki swej marudzącej akurat na niego
żonie, ciało zaś wsadził do lodówki w piwnicy i każdego
dnia oglądał je z dumą. Nie wrócił już nigdy do pracy...
Jego nową robotą było zabijanie ludzi dla przyjemności na
Drodze Krajowej nr 3! Była to mało ruchliwa trasa, ale zawsze
znalazł się jakiś półgłówek, który wsiadł do jego
samochodu... Nie chciałby teraz żyć bez zabijania!
Zamknął bagażnik i wolno wszedł w las szukając Thomasa-Przyszłą
Ofiarę... Liście szeleściły cicho, tworząc wraz z ciemnością
niesamowitą atmosferę grozy. Jason szedł między drzewami i
wypatrywał człowieka, który powinien gdzieś tu srać. Cisza...
Nigdzie ani śladu. Steward zdawał się być teraz olbrzymem z
nożem rzeźnicki w ręce szukającym ofiary - do jasnej...
Przecież on właśnie kimś takim jest! Nie bał się, w końcu
niedźwiedź uciekający przed wiewiórką to trochę komiczny
widok. Poplamiony krwią rzeźnicki fartuch czekał na kolejną
dostawę ciepłej ludzkiej posoki. Coś jednak nie grało, gdzie
podział się ten przeklęty autostopowicz. Czyżby wywęszył
podstęp i uciekł gdzie pieprz rośnie przed swym katem? Tak
szybko wybiegł z samochodu... Gdy Jason rozmyślał właśnie na
ten temat usłyszał trzaśnięcie łamiącej się suchej gałązki
zaraz za swoimi plecami. Momentalnie się odwrócił i ujrzał...
Umięśnionego faceta z pokrwawioną maską kaczora Donalda na
twarzy i tasakiem w ręce!
- Co jest kur...? - podsumował Jason.
- Anna?! - krzyknął (o kurcze...) kaczor Donald głosem Thomasa
sam do siebie - Anna?! Co tu się u diabła dzieje?!
- To jakiś świrus! - powiedział Cage w zakrwawionej masce
kaczora Donalda zmienionym głosem.
Thomas Cage w rzeczywistości przeżył wypadek samochodowy i
nigdy sobie nie wybaczył, że jego żona - Anna - zginęła. Już
po tragedii zaczął mówić jakby do niej i sam sobie odpowiadał
chcąc udawać głos wybranki życia. To był początek jego
choroby. Sam zaczął wmawiać sobie, że duch Anny zamieszkał w
jego ciele. Duch kusi dobrego Thomasa by zabijał...
Najzwyklejsze rozdwojenie jaźni w którym gorsza połowa
dominuje. Jako, że Anna zginęła na Drodze Krajowej nr 3 właśnie
Cage postanowił tu dokonywać swych okrutnych mordów poniekąd
za sprawą ducha, a poniekąd dla zemsty, że to akurat on wpadł
w ten poślizg, a nie kto inny! Od tej pory Cage jako
autostopowicz wsiadał do cudzych samochodów i zabijał ich właścicieli
- koniecznie kierowców - uprzednio każdemu opowiadając o śmierci
żony.
Dwaj psychopaci stali naprzeciw siebie nie mogąc uwierzyć w to
co widzą. Wreszcie Jason zrobił pierwszy krok i uniósł nóż
rzeźnicki ku górze, to samo z tasakiem uczynił Thomas, którego
maska jak najbardziej nie przyprawiała o pojawienie się śmiechu
na ustach. Po zachowaniu Stewarda wydawało się, że zaraz rzuci
się na rywala, ale on tylko przez zaciśnięte zęby i gniewnym
głosem - jakby go to drażniło - spytał:
- Dlaczego akurat kaczor Donald?
- Bo nie mieli Freediego Krugera!!!
I Cage ruszył na Jasona z tasakiem mówiąc przy tym:
- Tak Thommy! Zabij drania!!!
Obaj wrzeszczeli przerażająco gdy w ich ciałach pojawiły się
obce przedmioty! Steward miał ostrze tasaka w udzie z którego
poczęła tryskać krew, a w barku Thomasa zatopił się nóż
rzeźnicki ocierając o jakąś kość. Jeszcze więcej krzyku bólu
było gdy oba metalowe przedmioty ciała morderców opuściły.
Gdy Jason podniósł wzrok Caga już nie było... Zniknął gdzieś
zatonąwszy w ciemności. Steward lewą ręką trzymał krwawiące
udo, a prawą wymachiwał nożem obracając się przy tym nerwowo
w koło. Wzrokiem błądził po pniach drzew szukając
psychopatycznego mordercy w masce kaczora Donalda! Wnet do jego
uszu drogę znalazły te szepty... Ciche... Szybkie... Dochodziły
zewsząd, a ich echo odbijało się od drzew i błądziło pośród
mroków.
- Zabijmy drania... - szeptały na przemian dwa głosy - Thommy...
Zabijmy... Tak, Zabijmy... Zabijać... zabijać... krew... drań...
zabijmy drania... spuśćmy z niego krew.... drań...
Sekundy zdawały się być... sekundami. Jason odczuwał coraz większe
podniecenie. Zabić kogoś takiego, to jeszcze wspanialej niż
obrać ze skóry warchlaka czy zmasakrować zwykłego człowieka...
To godny rywal!
Steward stojąc pośród ciemności czekał na atak...Chwila
nieznośnie wydłużała się... Wtem za plecami Jasona z mroków
wyłoniła się sylwetka wymachująca tasakiem, nim ten zdążył
się zorientować poczuł nieznośny ból w okolicy nerek... Krew
spływała teraz po ubraniu Stewarda, który odwrócił się i
ujrzał Thomasa z narzędziem uniesionym do góry i gotowym do
ataku. Cage zamachnął się, ale Jason zamarkował jego cios i
zatopił ostrze swego noża w brzuchu przeciwnika, a po chwili
sam ukrył się w posępnych mrokach nocy nadal obserwując
zdezorientowanego Thomasa. Facet w masce kaczora Donalda wstał
na proste nogi nadal czując ból przeszywający jego ciało,
wreszcie spytał cicho wiedząc, że przeciwnik i tak go usłyszy:
- Czy ten fartuch nie jest oznaką zboczenia?
- A twój kaczor Donald? - dobiegł głos z ciemności.
- Już mówiłem, że nie było Freediego!
- Było kupić Muminka, przynajmniej by to strasznie wyglądało.
Cage stał nadal pośród nicości... W pewnym momencie poczuł
jak w jego plecy wbija się nóż, a jego ostrze przebija od wewnątrz
skórę brzucha - przeszedł na wylot. Jason począł kręcić
rzeźnickim narzędziem we wnętrzu Thomasa, ten zawył przeraźliwie,
obrócił się jak najszybciej mógł - Steward puścił rączkę
noża - i z ogromną siłą zatopił ostrze swego tasaka w rękę
Jasona na wysokości ramienia... Kończyna odpadła od reszty ciała,
a z miejsca w którym winna przebywać poczęła tryskać krew
pod ogromnym ciśnieniem. Ręka upadła na trawę i suche liście
wijąc się w spazmatycznych ruchach. Ani Cage ani Steward nie
ustali długo na nogach... Leżeli teraz w kałużach swych własnych
krwi... Ich cierpienia nie potrwały długo. Obaj martwi trwali w
ciemnościach lasu i nocy...
***
Podeszwa wielkiego buta ułożyła się w niezakrzepłej jeszcze
krwi. Postać wpatrywała się w dwa trupy. Był to kawał chłopa,
nieco zgarbiony z maczetą w ręce i maską bramkarza hokejowego
na twarzy. Wreszcie powiedział do zwłok:
- Za dużo "Piątku 13ego"...