"Znużony słonecznymi promieniami, zostajesz w domu, aby oglądać
deszcz
Jesteś młody a życie jest jeszcze długie i dziś masz czas do
zabicia
Aż pewnego dnia zorientujesz się, że dziesięć lat już za
tobą
Nie dowiedziałeś się kiedy zacząć bieg, nie usłyszałeś
strzału na start"
Pink Floyd - "Time"
Chmury szare niebem władały dnia tego jak najbardziej zwykłego.
Ulatywała z nich woda kroplami niewielkimi, acz zimnymi, które
żywot swój kończyły w kałużach, na ludzkich głowach i
jeszcze długo, b a r d z o długo by wymieniać na czym...
Trzeba by pewno całe godziny poświęcić by żadnego przedmiotu-morderycy
nie pominąć. Wszędzie wokoło były budynki, a raczej wieżowce
rodem z amerykańskich filmów sensacyjnych, które swą szarością
i beznamiętnością wyprzedziłyby największego pesymistę
kroczącego po ziemi. A propos kroczenia... Wszędzie dostrzec można
było mnóstwo ludzi. Biegli gdzieś, śpieszyli się dokądś,
gonili za czymś... - jakże jeszcze można to określić? Po
mokrym asfalcie wolno jechały samochody, dziesiątki aut...
Jedne trąbiły, inne hamowały, a jeszcze inne przyśpieszały
chcąc dowieść swych właścicieli na czas do miejsca
docelowego.
Oj szarość... Smutny był to dzień, ach jakże smutny.
Wtem drzwi w jednym z owych wieżowców się rozwarły i wyszedł
przezeń mężczyzna w średnim wieku - może lat czterdzieści
sobie liczył. Był to człowiek nie wyróżniający się
absolutnie niczym z pośród dziesiątek innych idących tą samą
ulicą. Ani przystojny - ani brzydalem go ozwać nie można. Człowiek
jakich miliony... Przeciętniak. W szarej bluzie i czarnych dżinsowych
spodniach kroczył chodnikiem z dwiema torbami na zakupy
trzymanymi - dla równowagi - w prawej i lewej ręce. Imię jego
to Darek...
Gdzieś w oddali czerwone światło zmieniło się na zielone, a
stadko pieszych ruszyło pasami na drugą stronę ulicy.
Darek, jak się domyślić można, wracał z zakupów. Był zwykłym
człowiekiem, robił to co każdy inny człowiek... Nie uważał
siebie za artystę, czy kogoś nadzwyczajnego, a za prostego
szaraka... Nie mógł przypuszczać, że to on zostanie "wybrany"...
Że zwykły szarak ujrzy coś takiego... A może to było coś wręcz
przeciwnego, być może on nie został wybrany, jeno zapomniano o
nim, jest tak zwykły i przeciętny, że nie pamiętano o kimś
takim...
Kroczył ulicą jak dziesiątki innych ludzi, szedł dokądś -
nie istotnym jest dokąd, bo i kogo tak właściwie to obchodzi?
Jego tenisówki przemokły już od ciągłych wizyt w kałużach.
Darek zatrzymał się przy sygnalizacji świetlnej... Czekał na
zielone... Czas płynął. To dziwne, że kilkanaście sekund
czekania na zmianę koloru światła może dla niektórych wydawać
się być całymi minutami... Wreszcie pojawił się zielony
pieszy na sygnalizacji... Darek już miał ruszyć, już miał położyć
stopę na pasach drogowych, ale coś się wydarzyło... Coś w co
nikt o zdrowych zmysłach nie byłby w stanie uwierzyć! Darek
zastygł w bezruchu, jego umysł dalej egzystował, ale ciało
odmawiało posłuszeństwa... Chciał wreszcie położyć stopę
na mokrym asfalcie, ale nie potrafił. Jakby nagle całego go
sparaliżowało...
"Może ludzie mi pomogą?" - pomyślał i ze swych rozmyślań
powrócił do realnego świata.
Przywitała go cisza. Cisza totalna i dziwna harmonia... Spokój.
Nikt nic nie mówił, nikt się nie ruszał... Darek patrząc na
ten obraz myślał, że widzi nic innego jak jakieś zdjęcie
albo bardzo realistyczny obraz. Ludzie trwali w bezruchu tak jak
i ptaki gdzieś wysoko na niebie... Pieniądze, które przez
przypadek wypadły z kieszeni jednemu z kupujących w kiosku
zatrzymały się w powietrzu i teraz zawisły nad ziemią nie mając
najmniejszej ochoty spadać. Płaszcz jednego z przechodniów
wcześniej podwiewany przez wiatr jakby nagle stwardniał. Jadący
na rowerze chłopak stał w miejscu niczym kamienny posąg. Flagi
zawieszone na dachu jednego z budynków zdawały się być kawałkiem
plastiku, a pędzący po niebie samolot stanął nagle na środku
nieba... Niektórzy ludzie zatrzymali na twarzach grymasy - wyglądali
naprawdę zabawnie. Krople deszczu wisiały w powietrzu, ale nie
zbliżały się ku ziemi...
Cóż się wydarzyło? Czego Darek był świadkiem? Czyżby czas
nagle stanął?
Darek widział to wszystko... Jego ciało uzależnione było od
czasu, ale umysł jakimś cudem trwał dalej, czas go pominął...
Mógłby tak egzystować całymi wiekami, które w rzeczywistości
okazałyby się jedną milionową sekundy... Może właśnie
przed wypowiedzeniem literki "P" w słowie wyPowiedzeniem
czas stanął, a ty nawet nie byłeś tego świadom, może stanął
na - w odczuciu tego czasu - miliardy lat, a ty nawet tego nie
poczułeś...
Pierwsze minuty w odczuciu Darka to próba otrząśnięcia się z
szoku...
"Cóż się wydarzyło?" - myślał
Pierwsza godzina w odczuciu Darka to stwierdzenie...
"Czyżby czas stanął?"
Dla umysłu Darka czas jednak płynął dalej... Sekunda w stojącym
czasie trwała jak sekunda, minuta jak minuta, godzina jak
godzina...
W mózgu mężczyzny pojawiło się znudzenie. Trwał już kilka
godzin w bezruchu, nie czuł swego ciała, słyszał tylko swe myśli.
Cóż robić gdy nie można się ruszyć i gdy ruszyć nie może
się nic innego?
Darek począł oglądać ludzi, ich twarze, ich grymasy...
Obserwował ich zastanawiając się:
"Czy oni też przeżywają to co ja?" - logicznym jest, że
tak, pytanie tylko: "W jakim czasie?".
Patrzył na każdego po kilka razy, gdy znał już wszystkich na
pamięć, gdy ujrzał każdą ich zmarszczkę i każdy pryszcz
czy pieprz patrzył nań od nowa, a później jeszcze raz, i
jeszcze raz i raz jeszcze, by tylko jakoś "zabić" czas, który
upływał jedynie dla umysłu Darka. Gdy minęły już mniej więcej
dwa dni mężczyzna spoglądał przez otwarte oczy - całe szczęście,
że w momencie w którym czas staną nie zmrużył powiek - na
wieżowce. Dokładnie analizował ich konstrukcje, liczył okna i
ludzi stojących za nimi... Pomimo tego, że nie było to zbyt
interesujące zajęcie coś musiał robić... Nie mógł spać,
nie odczuwał potrzeby, a nawet gdyby chciał usnąć nie dałby
rady... Umysł tego nie potrzebował, bo w rzeczywistości był
wypoczęty - w końcu nie minęła nawet sekunda... Nudę jakoś
trzeba było zabić chociażby wmawiając sobie, że coś
nieinteresującego jest najciekawszą rzeczą na ziemi. Minął
ledwo tydzień trwania Darka, a on czuł jakby stał już tam rok...
Znał każdy szczegół twarzy ludzi, liczbę okien w poszczególnych
budynkach, gatunki ptaków - nad jednym zastanawiał się cały
dzień, ale wreszcie sobie przypomniał, z resztą co miał
ciekawszego do roboty? Po miesiącu znał już każdy szczegół
"krajobrazu"... Wszystko notował w pamięci, a gdy zapomniał
np. ilość okien w budynkach liczył je jeszcze raz... Już
dawno przestał myśleć nad tym co też mu dane jest obserwować...
"Zapomniany nawet przez czas..." - myślał o sobie.
Gdy nastał drugi miesiąc jego egzystencji wpadł na iście
genialny pomysł by przypomnieć sobie całą książkę "Opowieści
niesamowite" E. A. Poe, którą to niedawno przeczytał...
"Pierwsze opowiadanie to 'William Wilson'" - pamiętał
to bardzo dobrze.
Przez godzinę starał wrócić pamięcią do pierwszego zdania...
Wreszcie przypomniał sobie: "Niechże mi wolno będzie do
czasu nazywać się Williamem Wilsonem.". Dalsza część łamigłówki
polegała już tylko na powolnym lecz konsekwentnym sprawdzaniu
każdego wyrazu, aż wreszcie trafi się na właściwy. To
opowiadanie Poe'go Darek znał bardzo dobrze, więc chciał
sprawdzić, czy przypomnienie sobie go całego jest realne, później
będzie mógł eksperymentować na dalszych tworach nie tylko
autora wymienionego.
Po około dwóch miesiącach Darek znał na pamięć już półtora
strony "Williama Wilson'a", a po roku niemalże całe
opowiadanie - dość długie z resztą. Nie był w stanie
powiedzieć, czy w jego "opowiadaniu" nie ma błędów,
widział jednak, że treść zapisana przez Poe i jego nie różnią
się zbytnio. Po dwóch latach znał już: "Williama Wilson'a",
"Portret owalny" i "Prawdziwy opis wypadku z P. Waldemarem".
Po latach dziesięciu pamiętał już niemalże całą książkę.
Gdy wreszcie skończył, był z siebie dumny! Wiedział, że umysł
ludzki to nie dziurawy worek, a raczej studnia bez dna z której
żadne wspomnienie nie jest w stanie się wydostać. Jako, że
odniósł sukces postanowił brnąć w tym dalej.
"Może 'Miasteczko Salem' Kinga?"
Praca była niezwykle trudna tak jak i z poprzednią książką,
ale właśnie o to chodziło.
"Niech to trwa jak najdłużej" - myślał Darek. Wreszcie
miał początek: "Niemal wszyscy sądzili, że mężczyzna i chłopiec
- to ojciec i syn." - Tak, tak to szło.
Po latach trzydziestu również kingowska powieść nie miała
sekretów przed mężczyzną. A po pięciuset Darek znał już:
"Opowieści niesamowite" Poe'go, "Miasteczko Salem"
Kinga, "Testament" Grishman'a, "Mistrza i Małgorzatę"
Bułhakowa, "Zwierciadło piekieł" Mastertona, a nawet "Zew
Cthulhu" Lovercrafta! Próbował również z poezją, artykułami,
dialogami z filmów, słowami z piosenek, a w między czasie mężczyzna
wymyślił nawet swoją powieść, którą przechowywał w umyśle...
Zabawa literami nawet mu się podobała, ale to też może człowiekowi
wreszcie się znudzić. Powrócił więc do liczb. Co mógł
jeszcze policzyć?
Ujrzał wreszcie kroplę deszczu zaraz przed nosem i tak zaczął
zastanawiać się ile ich może unosić się w powietrzu. Jeśli
nie mógł jakiejś dostrzec to całymi dniami wytężał wzrok
by wreszcie do sumy dodać jeszcze tą jedną deszczową kropelkę.
Po siedmiuset latach znał w liczbach wszystko, a matematyka stała
się jego najlepszą rozrywką. Nie mając co robić dodawał,
odejmował, mnożył i dzielił astronomiczne liczby, a gdyby coś
mu się nie zgadzało liczył od nowa. Rozwiązanie jednego z
zadań zajęło mu cały miesiąc. Przez jeden rok starał się
nawet wymyślić jakiś system, który pomoże mu wygrać w
lotto, w końcu coś wpadło mu do głowy, ale nie mógł
niestety tego wypróbować.
Gdy minęło lat tysiąc wiedział o swoim życiu chyba już
wszystko, pamiętał najdrobniejszy szczegół z dzieciństwa, każde
ubranie, każdą skarpetkę, każdego kolegę... Wszystko! W tym
samym też czasie nie wiedział już co czynić. Wszystko co mógł
zrobić zrobione zostało... Przez rok, który wydawał się
wiecznością rozmyślał nad tym cóż jeszcze można by stworzyć?
Postanowił raz jeszcze policzyć krople deszczu, a nuż się
pomylił te setki lat temu.
"Sto tysięcy osiemdziesiąt dwa" - powiedział w myślach -
"Sto tysięcy osiemdzzzzzzzz...." - nie dokończył.
Coś się wydarzyło, obserwował krople i ciągle wydawało mu
się, że ona się porusza... Coraz szybciej i szybciej... Aż
wreszcie upada na ziemię. Ludzie znów chodzili, flagi trzepotały
na wietrze, monety spadły na chodnik, a ptaki świergotały i
latały po niebie. Czas ruszył.
Darek stał jak wryty przed przejściem dla pieszych, aż ktoś
go upomniał:
- Panie, idź pan wreszcie!
Wszyscy zachowywali się normalnie, jakby to co dla niego było
setkami lat dla innego człowieka nawet nie istniało... Być może
w rzeczywistości tak było. Być może on jako jedyny został
pominięty, albo o nim zapomniano w procesie zatrzymania czasu...
Darek stał niczym zdziwaczały starzec i obracał się nerwowo
obserwując nieprzerwanie upływający czas...